Test atrakcji: tworzenie perfum w Mo61
31 marca 2016Pamiętasz swoje pierwsze perfumy? Ja moje pamiętam doskonale, choć minęło ponad 20 lat odkąd je dostałam. Oczywiście pięknie pachniały, ale przede wszystkim były wyjątkowe. Przywiezione z francuskich wakacji, ze słynącego z perfumerii miasta Grasse, były jedyne w swoim rodzaju. Nikt kogo znałam nie miał takich. Do dziś pamiętam smutek gdy flakonik się skończył i wieloletnie próby znalezienia kolejnych ‘moich’ perfum. Długo to trwało, ale koniec końców polubiłam inne zapachy – najpierw było to Very Irresistible od Givenchy, a w ostatnich latach Mademoiselle Chanel. Ale i te perfumy, choć przepiękne, miały cechę, która mnie denerwowała. Oczywistą w pewnym sensie, ale dla mnie nie do zniesienia – pachniały nimi inne kobiety! Dlatego tak bardzo marzyłam o nowych, tylko moich perfumach. Od kilku tygodni je mam. Nazywają się Vanilla Sky i przepięknie pachną. Ale nie to jest najważniejsze. Najważniejsze jest to, że są zupełnie wyjątkowe, tylko moje. Nikt inny na świecie nie ma takich perfum. Jak to możliwe?
Gdybym chciała być tajemnicza napisałabym, że wystarczy mieć najlepszego męża na świecie. Ale nawet wówczas to powyższe zdjęcie, a zwłaszcza etykieta moich perfum, zaprowadziłoby Was we właściwie miejsce. Na ulicę Mokotowską 61 w Warszawie, do Mo61, gdzie przywitałby Was taki widok i pytanie o ulubione zapachy. Zapachy, a nie perfumy, bo do perfum dopiero dojdziemy.
Na perfumy bowiem składa się wiele tak zwanych nut zapachowych i dlatego, żeby swoje własne perfumy stworzyć będziecie się musieli dużo nawąchać. Na szczęście jednak nie będziecie musieli sprawdzać jak pachną wszystkie buteleczki na tych półkach! To, co najbardziej mnie zdziwiło w tworzeniu własnych perfum to pewne sformalizowanie tego procesu – nie można tak po prostu zacząć wąchać i łączyć wszystkiego jak popadnie. Nie umiem dla kolejnych kroków tego procesu znaleźć lepszego określenia niż rundy, choć sformułowanie to kojarzy mi się raczej z brutalnością boksu niż delikatnością perfum. W każdej rundzie perfumiarz stawiał przede mną kilka butelek i mówił czy muszę spośród nich wybrać jedną, czy mogę wybrać więcej niż jedną albo czy mogę nie wybrać żadnej. A ja wąchałam i wybierałam i znów wąchałam i znów wybierałam, aż nagle okazało się, że to już koniec i teraz nastąpi moment kulminacyjny.
Wybrane przeze mnie nuty zapachowe zostały połączone w jeden zapach, ja natarłam nim swoje nadgarstki i (mimo, iż był to chłodny lutowy dzień!) dostałam polecenia wyjścia na dwór, aby poczuć tę finalną kompozycję na świeżym powietrzu. I kiedy tak stałam i wąchałam swoje nowe perfumy doszłam do wniosku, że choć czuję piękny zapach to brak mi takiej dominanty, czegoś, co najbardziej się wyróżni. Na szczęście gdy wróciłam do stołu z flakonikami dowiedziałam się, że to jest ten moment, gdy możemy jeszcze coś zmienić; raczej coś dodać niż ująć. Być może po nazwie perfum zgadliście czego dodałam do przepisu na moje własne perfumy – wanilia w nim już była, był to jeden z pierwszych zapachów jakie wybrałam, ale wtedy, w tej finalnej rundzie, zdecydowałam się, że będzie jej więcej.
I tu dochodzimy do nazwy moich perfum. Od chwili gdy weszłam do Mo61 moją uwagę przykuwała ta maszyna do pisania. Widziałam, że są przy niej etykietki, ale szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się pytania, które padło pod sam koniec mojej wizyty: jak chciałabym nazwać swoje perfumy. Z jednej strony to oczywiste, że skoro to moja własna kompozycja to mam prawo nadać im niepowtarzalną nazwę, ale z drugiej byłam na to zupełnie nieprzygotowana. Nie chciałam myśleć nad tą nazwą zbyt długo, więc wybrałam pierwsze skojarzenie z ową dominantą czyli tym co mój zapach wyróżnia. Tak właśnie powstało Vanilla Sky.
Chciałam napisać, że naklejenie tej etykietki było ostatnim krokiem tworzenia perfum, ale to nie do końca byłaby prawda. W Mo61 przechowują bowiem (w wielkiej, pięknej księdze) receptury wszystkich stworzonych tam perfum, tak aby każdy mógł zawsze, bez problemu, otworzyć swoją kompozycję. A jak można znaleźć się w takiej księdze? Można oczywiście tak po prostu przyjść na Mokotowską 61 (lub do oddziałów w Galerii Mokotów w Warszawie i na ulicy Sławkowskiej 18 w Krakowie) i stworzyć sobie swoje własne perfumy. Ale przecież jesteście na blogu o prezentach, więc muszę Wam pokazać w jak wspaniałej formie można podarować to niezwykłe przeżycie. Spójrzcie jak pięknie wygląda voucher, a właściwie zaproszenie, na skomponowanie swoich perfum, a przede wszystkim w co jest pakowany! Gdy znalazłam swoje błękitne pudełeczko pod choinką byłam zachwycona nie tylko ideą tworzenia własnych perfum, ale także tym sposobem opakowania tego prezentu.
Voucher Upominkowy (cena: 199-399 zł, Mo61)
Voucher upominkowy można także kupić w sklepie internetowym Mo61, a niezależnie od sposobu jego zakupu jego cena uzależniona jest od pojemności buteleczki perfum, jakie zostaną stworzone. Moja buteleczka – widoczna na powyższych zdjęciach – ma pojemność 100 ml, więc szybko mi się nie skończy, ale wizyta w Mo61 podobała mi się tak bardzo, że już planuję kolejną! Wiem też już jak będą nazywać się moje drugie perfumy (bo remake Vanilla Sky też na pewno sobie zafunduję) i komu w najbliższym czasie podaruję zaproszenie na stworzenie własnej kompozycji zakupowej. Przede wszystkim jednak wiem dla kogo jest to prezent. Raczej dla kobiet niż dla mężczyzn, bo dla nich ten proces może być nużący, a nie przyjemny. Raczej dla osób, które lubią się wyróżniać, a nie dla tych, które kupują każdy must-have polecany w gazetach czy na blogach i później chodzą ubrane w to samo co pół miasta. Raczej dla ludzi, którzy mają własne zdanie i umieją podejmować decyzje; inaczej proces tworzenia perfum może być torturą a nie przyjemnością. Piękna charakterystyka mi wyszła – i mnie samej i wielu z Was moje drogie czytelniczki, bo Wy też jesteście przecież wyjątkowymi, zdecydowanymi kobietami, prawda?
Tagi: Mo61, perfumyKategoria: 100-200 zł, Dla niego, Dla niej, Dla pary, Na większą okazję, Powyżej 200 zł, Prezentowe, Romantycznie
Blog jest po przeprowadzce,
więc jeśli zauważysz jakieś błędy, których nie wychwyciłam, napisz proszę do mnie :)
Comments are closed here.